Czy można zachować stoicki spokój wobec śmierci własnego dziecka, z którego rozwojem wiązało się wielkie nadzieje? A czy w ogóle łatwo jest przyjąć wyroki losu z humanistyczną pogodą i bez buntu wobec Stwórcy? Na to trzeba mieć wiedzę, wiarę i pokorę, a także talent, by wyrazić głębię własnych uczuć. Żadnego z tych przymiotów Kochanowskiemu nie brakło i dlatego zostały po nim te dwa zbiory poezji, które w równej mierze są dziełami opiewającymi życie. Bo skoro „Treny” w istocie swej są wyrazem rozpaczy i żalu po śmierci bliskiej osoby, to znaczy, że życie miało dla poety wartość niewątpliwie nadrzędną.
A fraszki? Nie są tylko krótkimi wierszowanymi żarcikami, przytykami do rozmaitych przywar i wad. Stanowią one zwięzłą sumę bogatych przemyśleń na temat ludzkiego istnienia, jego sensu, twórczości poetyckiej, natchnienia czy nawet historii narodowej.
Zatem: nie należy traktować „Trenów” i „Fraszek” jako wierszy krańcowo różnych – „smutnych” i „wesołych”. Należy zaś objąć je spojrzeniem godnym humanisty. Inaczej, by zacytować Jerzego Szaniawskiego, pisarza XX-wiecznego, który sam lubował się w krótkich formach, w podejściu tym zabrakłoby głębi.