Klątwy, przepowiednie, fatum... Czy wystarczyłoby w to wszystko nie wierzyć i dzięki temu żyć beztrosko? Zapewne tak, dzisiaj. Ale bohaterowie Sofoklesa zostali stworzeni w V w. p.n.e. i nie mieli wielkiego wyboru. Wtedy wyroki bogów po prostu obowiązywały. Na nic zdawały się chytre wybiegi ludzi, by ominąć przeznaczenie. Wszak rodzice Edypa, Laios i Jokasta, zrobili wszystko, aby słowa okrutnej wyroczni się nie spełniły. A może, gdyby sam Edyp nie był tak porywczy w wąwozie, w którym mijał Laiosa, przenikliwy w rozwiązaniu zagadki Sfinksa i uparty w drążeniu tajemnicy zarazy w Tebach. Gdyby, gdyby...
Czy gdyby królewna Śnieżka nie skusiła się na ugryzienie jabłka, a Balladyna na zabranie malin siostrze, dane by nam było poznać największe dzieła literatury na świecie? Dlatego i na przeklęty los nieszczęsnego, choć zdecydowanie najsłynniejszego króla tebańskiego się nie skarżmy. Jego to twórca, Sofokles, dał początki najwspanialszym dramatom i Szekspira, i Słowackiego, i wielu innych wybitnych pisarzy. Sofoklesa chwalmy za to, że najcenniejsze mity starożytności przekuł swoim kunsztem na wspaniałe historie, pozwalające umieścić je w panteonie największych dzieł literatury. Losy Edypa, władcy Teb, były tragiczne, ale, doprawdy, genialnie wymyślone. Kto je pozna, nie oprze się pokusie przeczytania kontynuacji. „Antygona” już czeka...