Weszli przebojem na szklane ekrany jako zgrany duet przeciwieństw. Teraz opowiadają także o tym, kim są z dala od kamer.
Obaj niedawno obchodzili czterdzieste urodziny.
Co się zmieniło w ich życiu przez te lata?
Czy Hołownia spełnił się wreszcie jako akuszerka, a Prokop poczuł się supermanem?
Jak się odnajdują w rolach mężów i ojców?
Czy coś ich jeszcze kręci w show-biznesie?
Z lekkim zdumieniem patrzą w lustro, z jeszcze większym – za okno, na gwałtownie zmieniający się świat.
Czy Polacy w realu są fajniejsi niż w internecie?
Gdzie są dzisiaj drzwi do piekieł?
Czy Mesjasz przyjdzie ponownie w postaci cyfrowej?
Choć nadal są jak ogień i woda, na scenie i poza nią pozostają przyjaciółmi. Ich rozmowa to elektryzująca, zabawna, chwilami zaskakująco poważna podwójna autobiografia.
🔔 Jak przeczytać ebook „Pół na pół. Rozmowy nie dla dzieci”?
• w aplikacji mobilnej Publio na swoim smartfonie lub tablecie (iOS, Android)
• na czytniku ebooków typu Kindle, PocketBook, inkBook itp.
• na komputerze - w darmowych programach Calibre, Adobe Digital Editions
• w przeglądarce internetowej - np. Firefox z dodatkiem EPUBReader
Po zakupie ebook pobierzesz w formacie epub i mobi.
O ebooku „Pół na pół. Rozmowy nie dla dzieci”:
Książka “Pół na pół. Rozmowy nie dla dzieci” to mądra rozmowa dwóch przyjaciół, Szymona Hołowni i Marcina Prokopa, którzy mimo różnic w poglądach, potrafią dyskutować kulturalnie, popierając swoje zdanie mądrymi argumentami i szanując swoje prawo do odmiennych opinii. Książka ta jest szczera i mądra, a każde kolejne czytanie pokaże inne nieodkryte wcześniej myśli i daje sporo do myślenia. To właśnie jedna z najważniejszych rzeczy w tej książce - nie musimy się z kimś zgadzać w 100%, żeby z nim rozmawiać, dyskutować czy nawet się przyjaźnić. Niezbędny jest jedynie szacunek wzajemny.
Książka “Pół na pół” to wspólna rozmowa dwóch przyjaciół, podzielona na okres dzieciństwa, usamodzielniania się, wejścia w dorosłość, pracę zawodową, rozwoju, trzydziestki i czterdziestki oraz ostatni rozdział pt. “Co dalej?”, który też daje interesujące spojrzenia na zmiany w obecnym świecie technologii i więzi społecznych. Zarówno Prokop jak i Hołownia to bardzo ciekawe osoby, mające umiejętność mówienia i pisania w sposób interesujący. Mimo grubości książki - 384 strony, dobrze się ją czyta. Polecam tę książkę każdemu, kto szuka mądrej i szczerej rozmowy na tematy, które są ważne dla nas wszystkich.
Fragment ebooka „Pół na pół. Rozmowy nie dla dzieci”:
Szymon Hołownia: A do kościółka chodziłeś?
Marcin Prokop: Wiedziałem, że ta rozmowa prowadzi do jednego! Moi dziadkowie, wraz ze stryjem Darkiem, mieszkali bardzo blisko rodziców, krążyłem więc pomiędzy jednym a drugim domem. Po szkole zwyk¬le wracałem do babci, a mama odbierała mnie wieczorem. Na tle moich rodziców dziadkowie byli dość radykalni. Letni strumyk w domu równoważył wrzątek z czajnika moich dziadków. Dziadek Aleksander, zwany Szpulą, był zaprzysięgłym piłsudczykiem, anty¬komunistą i słuchaczem Radia Wolna Europa. Myślę, że gdyby żył, obszedłby z prawej strony wszystkich, którzy funkcjonują obecnie na scenie politycznej. Pamiętam, że na ścianie nad jego łóżkiem wisiał wielki krzyż, który zapalał się na czerwono, kiedy ktoś dzwonił do drzwi. O, widzę błysk zainteresowania w twoim oku… Dziadek pracował w komisie przy izbie celnej, czasami przynosił więc do domu różne egzotyczne zdobycze. Mój ojciec, który był złotą rączką, wymyślił, że krzyż będzie się uruchamiał w momencie, kiedy ktoś zadzwoni do drzwi, żeby nie straszyć domowników fonicznie. I krzyż po pros¬tu zapalał się, kiedy na przykład nadchodził listonosz z rentą. Wtedy to było dla mnie naturalne, dziś rzeczywiście wydaje się dość aberracyjne. Siedziało się u dziadków i mówiło: babciu, krzyż się świeci, otwórz, bo ktoś idzie.
SH: Tak właśnie, poucza nas Pismo Święte, będzie wyglądał koniec świata: na niebie (nie na ścianie) zaświeci się krzyż i to będzie znak, że Ktoś idzie. Nawiasem mówiąc, przygody z odjechanymi dewocjonaliami lat osiemdziesiątych to chyba powszechniejsze zjawisko. Po prostu rzeczy z tej kategorii jako jedne z nielicznych były w ogóle dostępne, dlatego się je na maksa udziwniało. U moich znajomych wisiały na przykład wysoce nerwicogenne fluorescencyjne różańce, przez które w nocy, kiedy matki i ojcowie zapomnieli, że przywieźli to sobie z Częstochowy, budzili się z krzykiem.
MP: Kiedy się poznaliśmy, powiedziałeś coś, co mocno zapadło mi w pamięć: że już od dzieciństwa miałeś poczucie, iż masz mało czasu. Zawsze mi się w związku z tym wydawałeś naznaczony jakimś szczególnym fatalizmem. Wszystkie twoje neurozy oraz dziwne zachowania składam na karb tamtego wyznania. Dlaczego w ogóle chłopak w wieku szkolnym pomyślał sobie coś takiego?
SH: Najprostsza odpowiedź byłaby taka, że wynikało to z mojej kondycji. Byłem pacholęciem chorowitym, wciąż katowanym przez ówczesną pediatrię megabolesnymi zastrzykami z koktajlu paciorkowców, gronkowców i pałeczek ropy błękitnej, czyli tak zwaną szczepionką według Delbeta wynalezioną przez francuskiego łapiducha w czasie pierwszej wojny światowej.