Na miłość boską, nie chcesz czytać tej powieści!
Zaraza. Hańba. Zaprzaństwo. Wraża propaganda za judaszowe srebrniki. Choć niektórzy twierdzą, że to nowa epopeja pisana ku pokrzepieniu serc – nie wierz! Bądź czujny, wróg czuwa wszędzie.
Doskonale czarne zwierciadło przechadzające się nie tyle gościńcem, ile podrzędnymi ulicami polskiego miasta oto powieść Marcina Kołodziejczyka. Pierwsza taka. Przełomowa, waląca prawdą po oczach jak mityczny Edek pięścią w ryj. Czy przetrwamy?
Kołodziejczyk, autor kultowego tomu reportaży „Dysforia. Przypadki mieszczan polskich”, po raz pierwszy jako prozaik. Pisze najmocniej.
„Bombaj czasami wprowadzał się piciem w taką pozaumysłowość, że za zrobienie dziecka piętnastolatce ze swojego plemienia, oraz za przymuszanie jej do innych czynności w stanie oszołomienia, wytoczyli na niego sankcję z dwieście kaka z jedynką. Czyli nagłe nieszczęście.
[...]
„Wyczuwało się podskórnie, że wpierw nastąpi u nas powstanie zbrojne przeciw, a później się ustali przeciw czemu” – fragmenty powieści