O REPORTAŻU „Republika Samsunga”; AUTOR: Geoffrey Cain; WYDAWNICTWO: Sine Qua Non [e-book w formatach epub i mobi]:
Zaczynali jako firma rolnicza produkująca cukier, papier i nawozy – dziś są technologicznym gigantem. Samsung przez dziesięciolecia był postrzegany przez konkurencję jako zręczny naśladowca, a teraz ściga się z największymi graczami na rynku nowych technologii. Firma zatrudnia ponad 300 tysięcy osób i posiada jedną czwartą rynku smartfonów.
– Jak to wszystko się zaczęło?
– Kto stoi za globalnym sukcesem marki?
– Jak w ciągu czterdziestu lat firma będąca chwiejnym koreańskim konglomeratem rolnym, działającym w zacofanym gospodarczo kraju stała się imperium technologicznym, konkurującym z największymi markami świata?
Geoffrey Cain dociera do niewygodnych faktów, pokazuje zakulisową, brudną grę globalnej korporacji, która ma realny wpływ na świat i na relacje gospodarcze.
Fragment ebooka (epub, Kindle mobi): Republika Samsunga. Azjatycki tygrys, który podbił świat technologii
Autor: Geoffrey Cain
Wydawnictwo: Sine Qua Non
– Prosimy zostawić bagaże i natychmiast opuścić pokład samolotu! – krzyczała obsługa lotu.
Brian Green czuł się jak w sennym koszmarze. Rankiem, 5 października 2016 roku, zajął swoje miejsce na pokładzie samolotu linii Southwest lot 994 startującego z Louisville International Airport w stanie Kentucky. Udawał się w służbową podróż do Baltimore. Dziesięć minut przed startem, podczas prezentacji procedur bezpieczeństwa, wyłączył swojego nowego Samsunga Galaxy i wsadził telefon do kieszeni.
– Usłyszałem dźwięk przypominający rozsuwanie zamka błyskawicznego – mówił później ze swoim południowym akcentem ekipie jednej ze stacji telewizyjnych. – Rozejrzałem się, żeby zorientować się, co się dzieje. Nagle z mojej kieszeni zaczął się wydobywać dym.
Szybko wyciągnął smartfona z kieszeni spodni i rzucił go na obitą wykładziną podłogę.
– Nie chciałem, żeby wybuchł mi w dłoni – tłumaczył. Z urządzenia obficie wydostawał się gęsty, zielono-szary dym. Ogarnął kilka rzędów foteli dookoła, a następnie rozszedł się, już w mniejszym natężeniu, po reszcie maszyny. Załoga linii lotniczych uznała, że czas ewakuować pasażerów.
Do 9.20 udało się bezpiecznie wyprowadzić wszystkich 75 pasażerów i członków załogi. Pojawił się personel ratunkowy, który przejął dymiące urządzenie i sprawdził, czy nikt nie odniósł obrażeń. Na szczęście wszyscy wyszli z tego bez szwanku. Green zdołał odrzucić urządzenie w ostatniej chwili. Metal, plastik i obwody były tak gorące, że wypaliły dziurę w wykładzinie. Gdy mechanicy linii lotniczej zdjęli jej fragment, by odsłonić podłogę maszyny, okazało się, że jest ona przypalona i poczerniała.
Na płycie lotniska pojawili się śledczy z Wydziału Podpaleń Straży Pożarnej w Louisville, przejęli urządzenie i przesłuchali Greena. Szybko zdali sobie sprawę, że nie był on niczemu winien. Problem tkwił w telefonie, który Green kupił, uwielbiał i podziwiał.
Galaxy Note 7 przez dwa miesiące sprawiał problemy w Korei, Stanach Zjednoczonych i na całym świecie. Wszyscy jednak zakładali, że udało się je rozwiązać. Od końcówki sierpnia Samsung udokumentował 92 przypadki, gdy ich nowy, szeroko reklamowany Samsung Note 7 przegrzewał się w dłoniach, domach czy samochodach klientów. W niektórych z tych przypadków urządzenie stawało w płomieniach, co Samsung zrzucił na wadliwe baterie.
Po kilku tygodniach gmerania przy pechowym produkcie Samsung zarządził zwrot Galaxy Note 7 w Stanach Zjednoczonych. Zgodnie z zaleceniami firmy Brian Green wymienił swój nowy telefon Note 7 w punkcie obsługi klienta dwa tygodnie przed wspomnianym lotem.
Green uważnie przyjrzał się nowemu egzemplarzowi i opakowaniu. Wszystko wskazywało na to, że urządzenie jest bezpieczne. Na pudełku znajdował się czarny kwadrat oznaczający, że jest to wymieniony egzemplarz, a nie oryginalny Note 7. Gdy wstukał na stronie Samsunga numer IMEI – unikatowy, piętnastocyfrowy kod dołączany do każdego urządzenia – otrzymał komunikat: „Świetnie! Twoje urządzenie nie znajduje się na liście wadliwych urządzeń”.
Po ewakuacji Brian zadzwonił do biura obsługi klienta.
– Zrobiłem wszystko tak, jak należało – wyjaśniał w rozmowie z przedstawicielem Samsunga. – To egzemplarz po wymianie.
Pracownik firmy wprowadził jego zgłoszenie do systemu obsługi klientów. Green zastanawiał się, kiedy dostanie odpowiedź od Samsunga. Firma jakoś nie paliła się do potraktowania tego przypadku jako poważnego naruszenia bezpieczeństwa publicznego. Zamiast tego, gdy sprawą zainteresowały się media, przedstawiciele Samsunga podważali teorie o winie urządzenia.
„Do czasu, gdy telefon trafi do nas, nie możemy potwierdzić, że wina leży po stronie nowego Note 7”, odpisywała firma na ciągłe zapytania dziennikarzy.