Wiosna 1962 roku. Młody i zdolny Antoni należy do ambitnej grupy brzeskich zapaleńców, którzy usiłują stworzyć w swoim mieście centrum kultury zaangażowanej. Zapowiadają się wspaniale, są piękni, zdolni, rozsadza ich energia, apetyt na życie i wiara, że przed nimi wielkie wyzwania.
Czterdzieści lat później. Ta sama pora roku i ten sam bohater. Stojący nad grobem, przedwcześnie postarzały, ze zrujnowanym życiem osobistym i zawodowym. Wrak człowieka, meliniarz. Konfrontuje marzenia, swoje dawne ambicje z tym, czego dokonał. Próbuje dociec, jak to się stało, że uciekł w nałóg alkoholowy. Pod wpływem odtrucia organizmu, leczenia chemią, wewnętrznej walki z samym sobą, zaczyna się zmieniać. Wykorzystuje wiedzę, tlące się jeszcze zdolności, w pewnym sensie odradza intelektualnie i, ku własnemu zaskoczeniu, rozwija wewnętrznie.
W ostatnich miesiącach życia postanawia namalować obrazy, które uwiecznią przynajmniej cząstkę tego, co przeżył. Chce – jak wielcy artyści – zaznaczyć swoją obecność. Otwierają się przed nim tajemnice wymazane poprzednio z chorej świadomości. Pragnie jednego – zrozumieć, czy jego zmarnowane życie jest i było komukolwiek potrzebne. Czy Bóg, w którego jednak nie za bardzo wierzy, miał wobec niego jakiekolwiek zamiary, czy zrobił sobie tylko żart, powołując go do życia? Postanawia zmierzyć się z własnymi demonami i za pomocą dobrze znanych książek docieka, jak blisko mu do wielkich ludzi. Czy kiedykolwiek miał szansę stać się taki jak oni? W malignie, pod wpływem narkotyków stosowanych cały czas jako środki przeciwbólowe, wymyka się w świat iluzji...