„Znałam Zosię od zawsze, towarzyszyła mi od dzieciństwa. Wśród kuzynek i ciotek, autentycznych i przyszywanych, Zosia była inna. Często mówiła coś, czego nie powiedziałby nikt poza nią. Nagle oświetlała oczywistość, której nikt nie próbował odsłaniać, bo mogła pociągnąć za sobą skomplikowany łańcuch zdarzeń. Zosią kierował przymus oryginalności. Jakby zawsze kogoś grała i próbowała swój obraz w oczach innych uatrakcyjnić na siłę. Także i dla siebie samej. Teraz, kiedy już nie możemy niczego sobie powiedzieć ani spojrzeć na siebie, ani pogładzić się po ręce, zdałam sobie sprawę, że do istnienia potrzebowała zarówno stałej publiczności, jak i własnej gotowości do autopodziwu. Potrzebowała kogoś, dla kogo mogła być gwiazdą, i sytuacji, gdy mogła być gwiazdą dla siebie” – fragment utworu