„W pustyni i w puszczy” doczekało się już dwóch kinowych ekranizacji, z których pierwsza, w reżyserii Władysława Ślesickiego, zdążyła obrosnąć legendą i wydać znanego aktora. Bo Staś i Nel to niemal związek frazeologiczny. Nie ma jednego bez drugiego, tak jak Romea bez Julii, a Toma bez Jerry'ego. Dzielny 14-letni Polak i urocza 8-letnia Angielka, zmagający się honorowo, choć na śmierć i życie, z okrutnymi porywaczami, podbili serca czytelników już sto lat temu, a ich historia nie przestaje być ciekawa i, co za okropne słowo, pouczająca. Skąd bowiem można by się dowiedzieć, co to jest zeriba, do czego służy chinina i jakie jest prawdziwe przeznaczenie baobabu. Z jakiego innego źródła Polacy zaczerpnęliby podstawy języka suahili i gdzie liznęliby geografii Afryki. I skąd, zanim usłyszeli o pierwszym polskim słowniku, już znali nazwisko Linde, choć później (oby) przychodziła refleksja, że może nie chodzi o tę samą osobę.
A jeśli ktoś po prostu chce przeżyć wielką przygodę ze wspaniałymi bohaterami, dziką krainą i mrożącymi krew w żyłach wydarzeniami, to jak najbardziej trafił pod właściwy adres i, nie pamiętając, że ma do czynienia z klasyczną lekturą szkolną, przy słuchaniu powieści we wspaniałej oprawie muzycznej i świetnej interpretacji aktora Michała Kuli zapomni o otaczającym go świecie.