Beata Szady, autorka reportażu „Ulica mnie woła”, przemierza Warmię i Mazury, szukając odpowiedzi na pytanie o tożsamość mieszkańców tego regionu Polski. Poznaje ludzi z całych sił pragnących uciec z kraju, z którym nie czuli się związani, spotyka księży, którzy na Mazurach przejmowali ewangelickie kościoły, rozmawia z tymi, którzy bez skrupułów pozyskują budulec z zabytkowych poniemieckich domów, i z tymi, którzy tworzą własną definicję tożsamości regionalnej.
Beata Szady, autorka reportażu „Ulica mnie woła”, przemierza Warmię i Mazury, szukając odpowiedzi na pytanie o tożsamość mieszkańców tego regionu Polski. Poznaje ludzi z całych sił pragnących uciec z kraju, z którym nie czuli się związani, spotyka księży, którzy na Mazurach przejmowali ewangelickie kościoły, rozmawia z tymi, którzy bez skrupułów pozyskują budulec z zabytkowych poniemieckich domów, i z tymi, którzy tworzą własną definicję tożsamości regionalnej.
Warmia i Mazury to od lat raj wczasowiczów, kuszący bezkresnymi jeziorami, lokalną kulturą i obietnicą relaksu. Cud natury, którym z przyjemnością chwalimy się za granicą. Wydawać by się mogło, że to kwintesencja polskości. Jednak nie zawsze tak było. Ziemie te, przez lata niemieckie, weszły w skład państwa polskiego po II wojnie światowej. W jednej chwili zmieniło się wszystko. Mieszkańcy, którzy pozostali, musieli na nowo odnaleźć się w niełatwej rzeczywistości.
„Herbert Sobottka pozbył się jednego «t» z nazwiska zaraz po wojnie, bo poszła plotka wśród Mazurów, że tych z podwójną literą Ruscy biorą za arystokrację i tępią. Potem władza ludowa nie pozwoliła dopisać «t» i był Sobotką aż do dzisiaj. Teraz syn, olsztyński prawnik, po latach starań przywrócił ojcu drugie «t». Dlaczego musiał toczyć o to batalie w sądach? Co dzisiejsze urzędy miały przeciw literce? I dlaczego syn pozostał przy jednym «t»? Być może opowieść o Warmii i Mazurach to nie tylko wieczny początek, ale też wieczne pytania, które zostaną już bez odpowiedzi” – Włodzimierz Nowak