„17 czerwca 1972 r. dwaj reporterzy działu stołecznego «The Washington Post» dostali nagłe zlecenie: mieli zająć się włamaniem do siedziby Komitetu Krajowego Partii Demokratycznej. Tak zaczęła się afera Watergate, której finałem stała się dymisja prezydenta Nixona. Nie była ona jednorazowym skandalem, lecz wielkim politycznym dramatem Ameryki. Wydawca i redakcja «Washington Post» byli zastraszani, ludzie Nixona usiłowali nakłonić prawicowego milionera, aby kupił dziennik, prokurator generalny zarzucił gazecie przekręcanie faktów, dziennikarzy wykluczono z grupy reporterów obsługujących Biały Dom. Odpowiedzią «Washington Post» była mordercza praca i profesjonalizm. «Jeśli Woodward i Bernstein mieli jakiekolwiek wątpliwości, zadawali to samo pytanie 50 różnym osobom. Albo 50 razy jednej osobie» – pisał po latach Benjamin Bradlee, ich redaktor w czasie afery Watergate”.
Ze wstępu Piotra Stasińskiego
„«Wszystkich ludzi prezydenta» czyta się jak najlepszą powieść detektywistyczną. Nawet mimo tego, że czytelnik zna zakończenie, to fascynujące jest stopniowe odkrywanie spisku; obserwowanie, jak w kolejnych rozdziałach pętla zaciska się coraz bardziej – najpierw demaskowani są najemnicy od brudnej roboty, potem pomniejsi doradcy prezydenta, a wreszcie najważniejsi jego współpracownicy. Złośliwa satysfakcja, jaką odczuwa czytelnik, jest tym większa, że wszystko zdarzyło się naprawdę”.
Mariusz Zawadzki, korespondent „Gazety Wyborczej” w Waszyngtonie