KTO ODBIERZE MOJE DZIECKO Z PRZEDSZKOLA
– Co mówi ten pilot? Będziemy w Warszawie na czas? – pyta mnie pani, która siedzi obok w samolocie z Hurghady.
– Na czas – mówię. Zerka na zegarek: – Uff, dobrze, zdążę po wnuczka do przedszkola. Córka rano zadzwoniła, że musi dzisiaj zostać dłużej w pracy, zięć wyjechał służbowo i nie ma kto dziecka odebrać.
W sekundę byłam gotowa na posterunku wiecznej roli Matki Polki Ogarniaczki Wszech Czasów: – Lądujemy o 16, więc jeśli przedszkole otwarte do 18 w Alejach Jerozolimskich, spokojnie pani zdąży.
Och, szczęśliwa matka, co ma babcie na podorędziu. Pamiętam, jak pierwszy raz spóźniłam się odebrać starszego syna z przedszkola. Siedział już w kurtce, czapce i rękawiczkach na krzesełku w szatni, a pani przedszkolanka stała nad nim, przestępowała z nogi na nogę i zabijała mnie wzrokiem. Z poczucia winy następnego dnia przyniosłam tej pani Ptasie Mleczko. A syn, dziś już całkiem pełnoletni, do tej pory oczywiście pamięta sytuację, „jak mama zapomniała” go odebrać z przedszkola. Edit: nie zapomniała, tylko się spóźniła, bo szlaban na przejeździe kolejowym się zaciął, a wszystko było wycyrklowane co do minuty. Która z nas chociaż raz nie zdążyła odebrać dziecka, niech pierwsza rzuci kamieniem. Oczywiście, bardzo przepraszamy panie przedszkolanki robiące nadgodziny z powodu innych kobiet, które nie złapały na czas pięciu piłeczek, jakimi codziennie żonglują. Mamy poczucie, że każdego wieczora i ranka w naszych głowach rozgrywają się szachy na miarę mistrzyni z „Gambitu królowej”. Ustawiamy figury na szachownicy, planujemy trzy ruchy do przodu, a potem poranek, gorączka, ból gardła czy ucha u dziecka (niepotrzebne wykreślić) i musimy misterny plan na tydzień zastąpić wielką improwizacją i freestyle’em. Podejrzewam, że Garri Kasparow nie planował tylu ruchów do przodu, ile musi młoda matka żonglująca tymi piłeczkami. Brzmi banalnie? Jak duży to stres i obciążenie dla kobiet i jak bardzo potrzebne są rozwiązania systemowe oraz wsparcie państwa, przeczytajcie w tekście Iwony Dominik „Bunt Matki Polki”. Nie ulega wątpliwości, że dzisiejsi młodzi mężczyźni zajmują się dziećmi w większym stopniu niż ich ojcowie, ale zmiany społeczne nadal postępują za wolno. Oczywiście powody, dla których młode Polki nie rodzą dzieci, są bardziej skomplikowane, ale uważam, że większa dostępność do państwowych żłobków i przedszkoli mogłaby być przewrotem kopernikańskim.
Nieustannie piszemy o tym, jak szybko zmienia się świat, ale czasami mam wrażenie, że metaverse, biologia syntetyczna czy głębokie sieci neuronowe stresują nas mniej niż pytanie: kto jutro odbierze moje dziecko z przedszkola?
joanna.mosiej-sitek@agora.pl