Niepodobna uwierzyć, że można kłócić się o kawałek zrujnowanego muru. Na śmierć i życie w dodatku. Pielęgnować w sobie nienawiść do tego stopnia, żeby chcieć unieszczęśliwić przeciwnika i jego rodzinę. Okazuje się, że owszem, można! Fredro zobrazował w dwóch głównych bohaterach komedii największe wady szlacheckie – warcholstwo i pieniactwo. A jednak, mimo że Cześnik to porywczy awanturnik, a Rejent podstępny chytrus, obaj są bodaj najbardziej znanym i lubianym duetem w kanonie lektur szkolnych. Historia ich zatargu, choć pisana wierszem, pełna jest swoistego uroku, dowcipna i... ciekawa. Prawie każda jej scena to literacka perełka. Dyktowanie Dyndalskiemu listu przez Cześnika jest jedną z najkomiczniejszych scen w polskim teatrze, a zagrana genialnie – powala na kolana. Tego właśnie mogli doświadczyć widzowie spektaklu Teatru Telewizji z 1972 r., kiedy raczyli nią widzów niezapomniany Jan Świderski jako Cześnik i Aleksander Dzwonkowski w roli jego sługi, i po raz drugi, 30 lat później, gdy w filmie Andrzeja Wajdy dali popis gry aktorskiej Janusz Gajos i Daniel Olbrychski.
Cytaty „Bardzo proszę, mocium panie...” czy „Jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi luby” weszły do naszego języka na stałe i przywoływane są często i z upodobaniem. Na pewno więc warto przypomnieć sobie ich konteksty i całą sztukę, żeby na nowo odkryć frajdę z delektowania się Fredrą. Zatem: niech się dzieje wola Nieba!
Walory komediowego utworu uwypuklają również forma słuchowiska i świetna interpretacja aktorów warszawskiego Teatru Kwadrat.